Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 1.djvu/116

Ta strona została przepisana.

ryny, powiedział, co widział: przedział oświetlony, przebiegający wśród nocy pełną parą i niknące sylwetki dwóch ludzi, jednego przewróconego, drugiego z nożem w ręce.
Roubaud, stojąc przy żonie, słuchał, również wlepiwszy w niego duże oczy żywe.
— Więc — zapytał pan Cauche — będziesz pan mógł poznać mordercę?
— O! nie, nie sądzę.
— Czy miał na sobie paltot czy bluzę?
— Nie umiem powiedzieć. Pomyślcie panowie, pociąg biegł z szybkością osiemnaście kilometrów!
Seweryna, wbrew woli swej, zamieniła z Roubaudem spojrzenie, a on miał jeszcze siłę odezwać się:
— Rzeczywiście, na to potrzeba dobrych oczu!
— Mniejsza o to — oświadczył pan Cauche — ale to bardzo ważne zeznanie, sędziemu śledczemu pomoże do lepszego rozejrzenia się w tem wszystkiem...
— Panowie Lantier i Roubaud, podajcie mi swoje imiona, ażebym dokładnie was mógł zapisać.
Skończyło się. Gromadka ciekawych rozproszyła się powoli, służba kolejowa zabrała się znów czynnie do swych zajęć.
Roubaud zwłaszcza musiał podążyć dla doglądania pociągu towarowo-osobowego, do którego już wsiadali podróżni.
Uścisnął Jakóbowi rękę silniej niż zwykle, a ten, pozostawszy sam z Seweryną, po za panią Lebleu, Pecqueux’em i Filomeną, którzy się oddalili, szepcząc do siebie, uczuł się zniewolonym odprowadzić młodą kobietę pod werendę, aż do schodów mieszkań urzędniczych, nie wiedząc, o czem z nią