Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 1.djvu/122

Ta strona została przepisana.

na dramatyczną historję Cabucha i Ludwiki, tego dziecka, które, uwiedzione przez prezesa, poszło konać pod dachem swego poczciwego przyjaciela.
Było to dla niego uderzenie piorunu, odrazu cały akt oskarżenia powstał w jego głowie, znajdował już w nim pogróżki zabójstwa, z jakiemi Cabuche dał się słyszeć względem swej ofiary, poprzednie okoliczności jaknajfatalniejsze, wprawdzie jeszcze niemożliwe do udowodnienia.
Pocichu, w chwili takiego natchnienia, kazał Cabucha porwać z domku, w którym mieszkał wgłębi lasu z lichej lepianki, w której znaleziono spodnie poplamione krwią.
I, broniąc się jeszcze przeciw przeświadczeniu, które go opanowywało, obiecując sobie nie zarzucać przypuszczenia co do Roubaudów, ręce zacierał na myśl, że on tylko miał spryt w wykryciu prawdziwego mordercy.
Właśnie dla nabrania zupełnej pewności, wezwał tego dnia do swej kancelarji kilku świadków, przesłuchanych już raz na drugi dzień po zbrodni.
O godzinie wpół do drugiej, jakkolwiek wezwanie było dopiero na drugą, Roubaudowie już się stawili.
Przyjechali z Hawru i zaledwie zjedli śniadanie w restauracyjce przy ulicy Wielkiej.
Oboje ubrani czarno, on w surducie, ona w sukni jedwabnej, jak poważna dama, mieli miny poważne i zmartwione, jak u małżeństwa, po stracie krewnego.
Seweryna usiadła na ławce, nieruchoma, nie mówiąc ani słowa, gdy Roubaud, stojąc, z założonemi wtył rękoma przechadzał się powoli przed nią.
Ale ilekroć zawracał, spojrzenia ich spotykały