Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 1.djvu/126

Ta strona została przepisana.

pociąg wyruszył o wpół do siódmej wieczorem, że wagon nr. 293 dodany został w ostatniej chwili, że on sam zamienił kilka słów z Roubaudem, który wsiadł do swego przedziału, na krótko przed przyjściem prezesa Gradmorrina, że wreszcie tenże usadowił się w wagonie, niezawodnie sam.
Następnie konduktor pociągu, Henryk Dauvergne, badany, co się działo w Rouen podczas przystanku na dziesięć minut, nie mógł nic stanowczego powiedzieć.
Widział, jak Roubaudowie rozmawiali przed wagonem i pewny był, że powrócili do swego przedziału, którego drzwi zamknął jeden z dyżurnych; ale wszystko to widział niewyraźnie, wśród popychania się tłumu i przy zmroku na stacji. Co zaś do przypuszczenia, czy jaki człowiek, ów przysłowiowy morderca niepochwytny, mógł wskoczyć do przedziału, w chwili ruszenia pociągu, wydawało mu się to mało prawdopodobnem, co nie wykluczało jednak możebności, bo już za jego pamięci zdarzyło się to dwukrotnie.
Inni urzędnicy ze stacji w Rouen, pytani również w tych okolicznościach, zamiast rzucić choć trochę światła, tylko bardziej jeszcze zaciemniali rzecz sprzecznemi zeznaniami.
Jednakże stało się stwierdzonym faktem, iż Roubaud zwewnątrz wagonu uścisnął za rękę zawiadowcę stacji w Barentin, który stanął na stopniu; zawiadowca tej stacji, p. Bessier, zeznał to, jako rzecz pewną, i dodał, że kolega jego był sam z żoną, która, na wpół leżąc, wyglądała na śpiącą spokojnie.
Dalej odszukano nawet podróżnych, którzy jechali z Paryża w tym samym przedziale co i Roubaudowie.