Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 1.djvu/131

Ta strona została przepisana.

Sekretarz odpowiedział uśmiechem, z miną człowieka wiedzącego, co ma robić.
— No, to przynajmniej — odparł Lachesnaye tonem jeszcze bardziej cierpkim — niech sobie nikt nie myśli, że zgodzą się oddać Croix-de-Maufras tym Roubaudom — taki zapis dla córki służącego. A to z jakiego tytułu? Zresztą skoro dowiedzionem jest, że ręce maczali w zbrodni...
P. Denizet wracał do sprawy.
— Doprawdy? tak pan sądzi.
— A naturalnie, jeżeli wiedzieli o testamencie, mieli interes w śmierci naszego biednego ojca, to nie ulega najmniejszej wątpliwości... Zwróć pan uwagę przytem, że oni to ostatni z nim rozmawiali. Wszystko to wygląda bardzo podejrzanie.
Zniecierpliwiony tem zbijaniem jego nowego domysłu, sędzia zwrócił się do Berty:
— A pani, jak sądzi, czy dawna przyjaciółka pani zdolna jest do takiej zbrodni?
Zanim odpowiedziała, spojrzała na męża.
W ciągu kilkomiesięcznego pożycia, oboje nabrali wspólnej cierpkości i oschłości. Wzajemnie się psuli. On to właśnie podburzył ją przeciw Sewerynie, tak, że dla zatrzymania domu w swojem ręku, chętnie kazałaby ją aresztować natychmiast.
— Mój Boże! — odezwała się wreszcie — osoba, o którą mnie pan pyta, gdy była dzieckiem, miała bardzo złe popędy.
— Jakto? Czy, zdaniem pani, źle się prowadziła w Doinville?
— O! nie, panie, bo mój ojciec byłby jej nie trzymał!
W okrzyku tym odezwała się drażliwość mściwej mieszczanki, nie mającej sobie nic do wyrzucenia i poczytującej sobie za sławą, że mogła się