Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 1.djvu/136

Ta strona została przepisana.

chcesz pan, ażebym wyjawiła swe zdanie, że, jak ona tak i jej mąż, niezdolni są do zbrodni.
Sędzia głową przytakiwał. Tryumfował teraz, rzucając spojrzenia ku pani de Lachesnaye.
Ta, urażona, nie wytrzymała, ażeby się nie wtrącić.
— Ciocia bardzo jest pobłażliwa.
Na to pani Bonnehon dała folgę swej otwartości.
— Daj spokój, Berto, my się nigdy co do tego nie zgodzimy... Ona zawsze była wesoła, lubiła się pośmiać, i bardzo słusznie. Wiem doskonale, co ty i twój mąż myślicie. Ależ doprawdy interes musiał wam zanadto głowę zawrócić, że się dziwicie tak bardzo, iż twój ojciec zapisał Croix-de-Maufras poczciwej Sewerynie. On ją przecie wychował, wyposażył, więc rzecz naturalna, że pamiętał o niej w testamencie. Czyż jej trochę nie uważał za swą córkę, nieprawdaż! A! moja droga, pieniądze tak mało znaczą przy szczęściu!
Ona rzeczywiście, będąc zawsze bogatą, okazywała się najzupełniej bezinteresowną. Nawet, jako kobieta piękna i uwielbiana zdawała się widzieć jedyny cel życia w piękności i w miłości.
— To Roubaud mówił o depeszy — wtrącił oschle pan de Lachesnaye. — Jeżeli nie było depeszy, to prezes nie mógł powiedzieć, że ją dostał. Dlaczegóż więc Roubaud skłamał?
— Ależ — zauważył pan de Denizet, roznamiętniając się — prezes być bardzo może zmyślił sam tą depeszę, ażeby wytłomaczyć swój nagły wyjazd Roubaudom. Według ich własnego zeznania, miał dopiero jechać nazajutrz, a ponieważ znalazł się w tym samym, co i oni pociągu, potrzeba było coś im powiedzieć, jeżeli nie chciał im wyjawić