Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 1.djvu/138

Ta strona została przepisana.

wiał jej wcale, jednakże czuła potrzebę bronić wysokiego stanowiska swej rodziny. Zresztą w tej nieszczęśliwej awanturze z Ludwiką, jeżeli brata uważała za zdolnego do takiej namiętności, przekonana była również o wielkiem zepsuciu dziewczęcia.
— Wyobraź pan sobie gapiątko! o! tak miłą, delikatną, blondyneczkę i różową jak aniołek a tak łagodną i skromną jak Nitouche... Acha! czternastu lat jeszcze nie miała, a już przyjaźniła się z pewnym hultajem, kamieniarzem, Cabuchem, który odsiedział pięć lat w więzieniu za zabicie człowieka w karczmie. Chłopak ten żył w stanie dzikim, w głębi lasu Becourt, gdzie ojciec jego, zmarłszy z zmartwienia zostawił mu chałupę, skleconą z chrustu i z ziemi! Tu wziął się do opuszczonych kamieniołomów, które niegdyś dostarczyły połowy kamieni, z których Rouen jest zbudowane. Otóż ona odnalazła tam w tych pieczarach swego wilkołaka, którego tak się w okolicy lękano, że sam zupełnie żył jak zadżumiony. Często odtąd spotykano ich razem, wałęsających się po lesie, trzymających się za ręce, ją drobną i miluchną jak dziecko, jego ogromnego, podobnego do zwierza. No, trudno wyobrazić sobie gorszą rozpustę!... Naturalnie o tem wszystkiem dowiedziałam się dopiero później. Ludwikę wzięłam do siebie prawie z litości, dla dobrego uczynku. Rodzice jej Misardowie, o których nędzy wiele słyszałam, nie pisnęli do mnie ani słowa, że już dobrze natłukli dziecko, a nie mogli go oduczyć od biegania do Cabucha, jak tylko zobaczyło drzwi otwarte... I wtedy stał się ten wypadek. Brat mój w Doinville nie miał własnej służby. Ludwika i jeszcze jedna kobieta robiły porządek w ustronnym pawilonie, gdzie mieszkał. Pewnego rana Ludwika znikła, gdy udałe się tam sama. Mnie się zdawało, że oddawna już