Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 1.djvu/139

Ta strona została przepisana.

nosiła się z myślą ucieczki, może kochanek na nią czekał i uprowadził!... Ale, co najgorsza, że pięć dni później, krążyć zaczęły wieści o śmierci Ludwiki ze szczegółami gwałtu, którego jakoby usiłował się dopuścić mój brat, wśród okoliczności tak potwornych, że dziecko ledwie żywe schroniło się do Cabucha i tam umarło na zapalenie mózgu. Co się rzeczywiście stało? Tyle opowiadano rozmaitych plotek, że trudno doprawdy wiedzieć. Co do mnie, sądzą, że Ludwika istotnie umarła na jakąś gorączką, co stwierdził też lekarz, a nabyła ją wałęsając się nocami po lesie i po błotach... Nieprawdaż, kochany sędzio, że niepodobna, ażeby mój brat pragnął takiej łobuzki, to ohydne, to niemożliwe.
Pan Denizet słuchał tego opowiadania, ani nie przytakując, ani też nie zaprzeczając.
Pani Bonnehon kończyła też z pewnem zakłopotaniem, wreszcie odważyła się powiedzieć:
— Mój Boże! nie mówią wcale, ażeby mój brat nie chciał czasem z nią pożartować. Lubił młodość, a przy pozornej powadze był bardzo wesoły. Dajmy nawet, że ją kiedy pocałował.
Na te słowa wzdrygnęła się wstydliwość Lachesnayów.
— O! moja ciotko! moja ciotko!
Ale pani Bonnehon wzruszyła ramionami. Poco kłamać przed sądem.
— Pocałował ją, a może połachotał. W tem niema jeszcze zbrodni... I tembardziej to przypuszczam, że plotki pochodzą od kamieniarza. Ludwika kłamczuch, musiała wszystko przesadzać, wszystkim nagadać niestworzone rzeczy, może dlatego, żeby ją kochanek zatrzymał, tak, że ten gamoń wreszcie uwierzył, iż mu zabito kochankę... W istocie, o mało co nie oszalał z wściekłości i wygrażał się po kar-