Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 1.djvu/140

Ta strona została przepisana.

czmach, że gdyby prezes wpadł mu w ręce rozprułby go jak wieprza.
— Powiedział tak i świadkowie mogliby to potwierdzić?
— O! kochany sędzio, znajdziesz ich, ilu chcesz... Tak, w każdym razie, była to bardzo niemiła sprawa, tyle z nią mieliśmy kłopotu. Na szczęście, stanowisko mojego brata stawiało go ponad wszelkie podejrzenia.
Pani Bonnehon zrozumiała, po jakim nowym tropie szedł teraz pan Denizet, i bardzo to ją zaniepokoiło, wołała nie zapędzać się zanadto przez wypytywania go ze swej strony.
Wstał i oświadczył, że nie chce nadużywać dłużej bolesnej cierpliwości rodziny.
Z polecenia jego, sekretarz odczytał protokół badań przed podpisaniem go przez świadków.
Zeznania te były tak przyzwoicie napisane, tak oczyszczone z wszelkich słów niepotrzebnych, drastycznych i kompromitujących, że pani Bonnehon, z piórem w ręce, spojrzała z wdzięcznem zdziwieniem na tego Wawrzyńca, bladego, kościstego, na którego dotąd nawet nie rzuciła okiem.
Potem, kiedy sędzia odprowadził ją do drzwi, zarówno jak synowicę i jej męża, uścisnęła go za ręce.
— Prędko się zobaczymy, nieprawdaż? Pan wie, że zawsze jesteś oczekiwany w Doinville. Bo przecie liczysz się jeszcze do wiernych mi przyjaciół.
Uśmiech jej przysłoniła melancholja, a tymczasem synowicą jej wyszła pierwsza, zlekka tylko się ukłoniwszy.
Pan Denizet, zostawszy sam, odetchnął swobodniej, stał przez chwilę zamyślony.