Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 1.djvu/142

Ta strona została przepisana.

się czemprędzej uwolnić, od męczenia temi historjami, które go nic nie obchodziły.
Zresztą tego dnia panu Denizetowi chodziło tylko o rysopis mordercy.
Ponieważ tylko Jakób widział go na chwilę, od niego więc tylko spodziewać się można było w tym względzie wiadomości.
Ale on nie powiedział nic więcej ponadto, co przy pierwszem zeznaniu; powtarzał, że scena morderstwa była dlań tylko widzeniem, sekundę trwającem, widokiem tak przelotnym, że pozostał we wspomnieniach jego niepochwytnym, bezkształtnym.
Ot widział tylko człowieka, mordującego, drugiego człowieka, i nic więcej.
Przez pół godziny sędzia, z uporczywą wytrwałością dręczył go powoli, zadawał mu jedno i to samo pytanie, w wszelkiej możliwej formie: czy ten człowiek wielki był, czy mały? czy miał brodę, włosy długie czy krótkie? jak był ubrany? z jakiej sfery zdawał się pochodzić?
I Jakób zmieszany dawał odpowiedzi tylko niewyraźne.
— No, a gdyby go panu pokazano? — spytał nagle pan Denizet, patrząc mu bystro w oczy — czybyś go pan poznał?
Jakóbowi zadrgały zlekka powieki pod tem spojrzeniem, świdrującem mu czaszkę.
Sumienie odezwało się w nim głośno.
— Czybym go poznał... może.
Ale już zaraz dziwna obawa zaplątania samego siebie, narzuciła mu system wymijający.
— Nie nie sądzę, nigdy nie śmiałbym twierdzić.
— Niech pan tylko pomyśli, pociąg pędził z szybkością osiemdziesięciu kilometrów na godzinę.
Ruchem, pełnym zniechęcenia, sędzia miał mu