Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 1.djvu/153

Ta strona została przepisana.

— Nie zrobiłem, ale powinienem był zrobić. Dalibóg, żałują tego bardzo.
Więcej pan Denizet nie mógł z niego wydobyć.
Daremnie ponowił zapytania, daremnie wracał dziesięć razy do jednego i tego samego przedmiotu, na różne sposoby. Nic! zawsze nic! To nie on.
Cabuche wzruszał tylko ramionami i nazywał to głupiem.
Przy aresztowaniu go, zrewidowano całą jego norę, ale nie znaleziono ani broni, ani biletów bankowych, ani zegarka; zabrano tylko spodnie, poplamione kilkoma kropelkami krwi, dowód potępiający.
Znowu zaczął się śmiać: a to zabawne! to przecie królik, zduszony pod łeb, pokrwawił mu nogi! Nie on więc, ale sędzia, zanadto upierając się przy myśli o zbrodni, tracił grunt pod nogami, przeholowawszy swą przebiegłość zawodową, gmatwając najprostszą prawdę.
Ten ograniczony człowiek, niezdolny walczyć sprytem, ale niezłomnej siły, kiedy mówił, niepomału go zniecierpliwił; on go miał tylko za winowajcę i każde nowe zaprzeczenie oburzało go, jako upór w dzikości i kłamstwie.
Koniecznie chciał go na czem pochwycić.
— Więc zaprzeczacie?
— A tak, bo to nie ja...
Pan Denizet gwałtownie zerwał się z miejsca; sam poszedł otworzyć drzwi od małego pokoiku sąsiedniego.
I, przywoławszy Jakóba:
— Czy poznajesz pan tego człowieka? — zapytał.
— Znam go — odpowiedział mechanik zdziwiony. Widywałem go dawniej u Misarda.