Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 1.djvu/154

Ta strona została przepisana.

— Nie, nie... Czy poznajesz go pan. jako tego człowieka w wagonie, mordercę?
Jakób już się miał na baczności.
Zresztą nie poznawał go wcale, tamten wydawał mu się czarniejszym i krótszym.
Miał to już oświadczyć, gdy się namyślił, iż możeby tem zagalopował się zanadto. Postanowił więc mówić wymijąco.
— Nie wiem... nie mogą powiedzieć... Zaręczam panu, że nie umiem powiedzieć.
Pan Denizet, nie czekając dłużej, przywołał obojga Roubaudów.
I zadał im pytanie.
— Czy poznajecie państwo tego człowieka?
Cabuche wciąż się jeszcze uśmiechał.
Nie dziwił się wcale, kiwnął przyjaźnie głową Sewerynie, którą znał jeszcze, kiedy, będąc małą dziewczynką, mieszkała w Croix-de-Maufras.
A ona i mąż jej drgnęli na jego widok.
Zrozumieli: więc to był człowiek, o którego aresztowaniu mówił im Jakób, ten obwiniony, który usprawiedliwił nowe ich badanie.
I Roubaud zdumiony był i przestraszony podobieństwem tego chłopca z urojonym mordercą, którego wymyślił rysopis: wprost sprzeczny ze swoim.
Był to szczególny traf, jednak tak go przeraził, że wahał się z odpowiedzią.
— No, poznajesz go pan?
— Mój Boże! panie siędzio, powtarzam panu, to było poprostu przemijające uczucie... ktoś mnie potrącił... Tak, rzeczywiście, jest tak wielki, jak tamten i także blondyn i także bez brody.
— No, więc go pan poznajesz?
Pomocnik zawiadowcy, przyparty tem pytaniem stanowczem, drżał cały od walki wewnętrznej