Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 1.djvu/16

Ta strona została przepisana.

— Więc chyba zrabowałaś cały Tani Bazar?
— O! tak. Zaraz ci opowiem... Ale wprzód zjedzmy. O! tak mi się jeść chce... Ale... posłuchaj, mam dla ciebie mały prezencik. Powiedz: A gdzie dla mnie prezencik?
Śmiała mu się w twarz, bardzo blisko. Prawą ręką sięgnęła do kieszeni i trzymała w niej jakiś przedmiot, ale go nie pokazywała.
— No, mówże prędzej: gdzie dla mnie prezencik?
On także roześmiał się wesoło. Wreszcie się zgodził:
— Gdzie jest mój prezencik?
Kupiła mu nóż, ażeby zastąpić zgubiony przezeń dwa tygodnie temu, którego jeszcze żałował.
On się zachwycał tym nożem nowym o rączce z kości słoniowej i lśniącem ostrzu; nazywał go wspaniałym. Zaraz chciał go spróbować. Ona cieszyła się z tego bardzo i żartując, kazała sobie dać trzy grosze, ażeby przyjaźń ich nie została przecięta.
— A teraz jedzmy, jedzmy — powtórzyła. — Nie, nie, proszę cię, nie zamykaj okna, tak mi jeszcze gorąco.
Poszła za nim do okna i stała te kilka chwil, oparta na jego ramieniu, patrząc na szeroki obszar stacji. Teraz dymy już znikły, droga na torze, połyskującym od słońca, pogrążała się powoli w powstającą mgłę. Dalej lokomotywa manewrująca przyprowadzała gotowy już pociąg do Mantes, który miał odejść o dwadzieścia pięć minut na piątą. Słychać było stuk buforów, oznajmiający, że dodawano jeszcze nowe wagony. A na środku linji nieruchomo z maszynistą i palaczem, czarnymi od kurzu w drodze, stała ciężka lokomotywa od pociągu osobowo-towarowego, jakby zmęczona i zadyszana, snując ledwie