Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 1.djvu/166

Ta strona została przepisana.

pomyśleć o panu, ażeby nas pan bronić zechciał i użyczył choć trochę takiej protekcji, jak pański przyjaciel, a mój nieodżałowany protektor.
Wtedy pan Camy-Lamotte nie mógł już nie prosić, aby usiadła, bo powiedziane to zostało tonem tak doskonałym, bez zbytniej uniżoności ani przesadzonego zmartwienia, dzięki subtelnej sztuce obłudy kobiecej.
Nic jednak nie rzekł jeszcze, tylko usiadł, czekając co powie.
Mówiła więc dalej, widząc, ze ma rzecz całą przedstawić.
— Pozwalam sobie odświeżyć wspomnienia pańskie, przypominając panu, że miałam zaszczyt widywać pana w Doinville! A! szczęśliwe to były dla mnie czasy! Dziś złe czasy nastały, pan tylko nam pozostałeś i przychodzę błagać pana w imieniu tego, którego straciliśmy, pana, który go tak kochał, dokończ dobrego uczynku jego, zastąp go pan przy mnie.
Wahał się, przypatrywał się jej i wszystkie podejrzenia rozchwiały się w nim, tak mu się wydawała naturalną i ujmującą w żalu swym i prośbach.
Liścik, znaleziony przez niego w papierach Grandmorrina, te dwa wiersze niepodpisane, mogły, jak myślał, pochodzić tylko od niej, której względy, dla prezesa znał dobrze, i przed chwilą jeszcze samo oznajmienie jej wizyty bardziej go jeszcze upewniło. Przerwał rozmowę z sędzią po to tylko, ażeby utrwalić ostatecznie swe przeświadczenie.
A tu jakże ją uważać za winowajczynię, gdy taka spokojna i łagodna.
Lecz postanowił się przekonać. I, zachowując nadal minę surową, rzekł: