Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 1.djvu/168

Ta strona została przepisana.

su zaakcentował, a uczuła zarazem, jak sięgają głąb jej duszy blade oczy znużonego człowieka.
Odważnie stawiła czoło niebezpieczeństwu.
— Mój Boże, to prawdziwa potworność, proszą pana, posądzają nas, żeśmy zabili naszego dobroczyńcą dla tego nieszczęśliwego testamentu. Nie mieliśmy kłopotu z wykazaniem naszej niewinności. Ale zawsze coś pozostaje z tych oskarżeń ohydnych, a zarząd lęka się zapewne skandalu.
Znów zdziwiony został i zbity z tropu tą otwartością, mającą nawet akcent szczerości.
Zresztą pierwszem spojrzeniem osądziwszy ja lekceważąco, jako pospolitą kobietę, teraz zaczynał zmieniać to zdanie.
Wydawała mu się już niezmiernie powabną, przy uległej łagodności oczu niebieskich, pod ciemnemi włosami, nadającemi jej równocześnie wyraz pewnej energji.
I myślał o swym przyjacielu Grandmorrinie, zdjęty zazdrością podziwu: ten człowiek o dwadzieścia lat od niego starszy, miał aż do śmierci takie istoty, kiedy on musiał się już wyrzec takich klejnocików, ażeby nie stracić resztek zdrowia.
Wyglądała rzeczywiście bardzo ładnie, bardzo ujmująco; na ustach jego zjawił się też uśmiech amatora teraz bezinteresownego, wraz z zimną miną urzędnika, mającego fatalną sprawę na karku.
Lecz Seweryna przez zuchwalstwo, właściwe kobiecie, czującej swą przewagę, jaknajniefortunniej dodała:
— Ludzie tacy, jak my, nie zabijają dla pieniędzy. Innej pobudki byłoby potrzeba, a pobudki takiej nie było...
Spojrzał na nią i widział, jak usta jej zadrgały w kącikach.