Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 1.djvu/169

Ta strona została przepisana.

To ona. Odtąd przekonanie miał jaknajzupełniejsze.
I ona także zrozumiała niezwłocznie, iż sama się zgubiła, poznała to po zniknięciu uśmiechu i nerwowem zaciśnięciu jego warg.
Uczuła się tak słabą, jakby ją życie opuszczało.
Jednak siedziała prosto na krześle, słyszała swój głos, jak wymawiał niezmienionym tonem wyrazy, jakie powiedzieć było trzeba.
Rozmowa trwała dalej, ale już nie mieli sobie nic do powiedzenia, chociaż w słowach ich błahych o przedmiotach obojętnych, przebijały te myśli, których nie chcieli wygłosić.
On miał list, a ona list ten napisała.
To dawało się zrozumieć nawet z chwilowego milczenia.
— Tak, pani — odezwał się wreszcie — nie odmawiam wstawienia się do zarządu, jeżeli rzeczywiście pani na to zasługujesz. Spodziewam się właśnie dziś wieczorem naczelnika eksploatacji w innym interesie. Ale! będę potrzebował kilku notatek. O! proszę! napisz pani nazwisko, wiek, stan służby swego męża, wreszcie wszystko, co może się przydać.
I przysunął do niej mały stoliczek, przestając na nią patrzeć, ażeby jej zanadto nie przestraszyć.
Wstrząsnęła się cała, chciał mieć kartkę z jej pismem, ażeby je porównać z listem.
Przez chwilę z rozpaczą starała się wymyślić jaki powód, który uchroniłby ją od pisania. Potem się zastanowiła.
Poco? skoro wiedział?
Nie w ten, to w inny sposób, zawsze może mieć kilka wierszy jej pisma.