cienkie pasemko pary. Czekała, aż tor będzie dla niej wolny, ażeby mogła powrócić do remizy w Batignolles. Ozwał się sygnał, umilkł. Pojechała.
— Jakie te Dauvernianki są wesołe — rzekł Roubaud odchodząc od okna. — Słyszysz, jak bębnią na fortepianie? Przed chwilą widziałem się z Henrykiem; kazał ci się kłaniać.
— Do stołu! do stołu! — zawołała Seweryno.
Rzuciła się na sardynki i połykała je. O, i chlebek z Mantes prędko zniknął! Upajał ją każdy przyjazd do Paryża. Jak ją to cieszyło, że nachodziła się po ulicach; rozgorączkowana jeszcze była kupowaniem sprawunków w Tanim Bazarze. Odrazu, co wiosnę, wydawała tu całe swe oszczędności z zimy, woląc wszystkiego tu nakupić, powiadała bowiem, że oszczędza w ten sposób na kosztach podróży.
To też nie przestając jeść, mówiła ciągle o tem, co kupiła. Wreszcie zmieszana, zarumieniona, przyznała się, ile razem wydała: przeszło trzysta franków!
— U! — wyrzekł Roubaud, dotknięty tem — to wcale piękna porcja, jak na żonę pomocnika zawiadowcy... Miałaś przecie kupić tylko pół tuzina koszul i parę bucików..
— O! mój drog1 takiej okazji mieć już nie będę... Sztuczka jedwabiu z prześlicznym szlaczkiem i kapelusz gustowny, prawdziwe marzenie! halki gotowe haftowane!... I wszystko to za bezcen, dwa razy tyle zapłaciłabym w Hawrze. Odeślą mi do domu, zobaczysz!
Wolał się rozśmiać, tak ładną była, widocznie ucieszona, z miną zarazem błagalną. A przytem tak miłe było to śniadanko zaimprowizowane w pokoju, gdzie byli sami i swobodniejsi, niż w restauracji. Ona zwykle pijała wodę, dziś jednak pozwalała sobie nalewać wina i wychylała kieliszek po kieliszku,
Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 1.djvu/17
Ta strona została przepisana.