Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 1.djvu/170

Ta strona została przepisana.

Więc już bez widocznego zmieszania, z miną, jaknajspokojniejszą w świecie, pisała, czego żądał, a on, stojąc za nią, poznawał wybornie pismo, śmielsze, choć mniej drżące, niż w owym liście.
I uznał ostatecznie za bardzo odważną tę kobietę delikatną i znowu się uśmiechał, teraz, kiedy nie mogła tego widzieć, uśmiechał sią, jak człowiek, którego mogą jeszcze wdzięki wzruszyć, przy gruntownem doświadczeniu we wszystkich rzeczach.
Wistocie, jak sądził, nie warto było się trudzić dla sprawiedliwości.
Dbał tylko o przyzwoitość względem systemu rządowego, któremu służył.
— Pani mi to da, a ja się dowiem, postaram się, ażeby było jaknajlepiej.
— Bardzo wdzięczna jestem panu. Teraz przy pańskiem poparciu spokojna być mogę o męża... i mogę uważać całą sprawę jako już załatwioną, nieprawdaż?
— O! nie! ja się do niczego nie obowiązuję... Muszę najpierw zobaczyć i namyślić się.
Rzeczywiście wahał się, nie wiedząc, jak ma postąpić z Roubaudami.
I ona jedno tylko miała na myśli, jedną troskę, odkąd się zdała na jego łaskę: to jego wahanie mogło ją ocalić lub zgubić, choćby nawet nie odgadła pobudek jakiemiby się kierował.
— O! niech pan pomyśli o naszym niepokoju. Pan mi nie pozwolisz odejść bez tego, że mnie upewnisz.
— Niestety, moja pani, nie mogę nic twierdzić teraz. Niech pani czeka.
Popychał ją ku drzwiom.
Odchodziła strapiona, strwożona, zmieszana, prawie gotowa przyznać się do wszystkiego głośno,