Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 1.djvu/171

Ta strona została przepisana.

byleby go tylko zmusić do powiedzenia, co zamierza z nimi uczynić.
Chciała jeszcze chwilę poczekać, spodziewając się, że wymyśli jaki fortel i zawołała:
— A zapomniałam, chciałam pana jeszcze prosić o radę względem tego nieszczęsnego testamentu... Jak pan sądzi, czy się mamy zrzec zapisu?
— Prawo jest po stronie państwa — odparł poważnie. — Rzecz to więc własnej chęci i okoliczności.
Na progu już była, ale jeszcze raz starała się spróbować.
— Błagam pana, niech mi pan nie da tak odejść, niech mi pan powie, że mogę mieć nadzieję.
I jakby przez zapomnienie ujęła go za rękę.
Usunął dłoń swą. Ale tak na niego spojrzała pięknemi oczyma, tak namiętnemi w tej prośbie, że go wzruszyła.
— No, to niech pani przyjdzie o piątej, będę mógł co pani powiedzieć.
Odeszła, opuściła pałac bardziej jeszcze zakłopotana, niż przed przyjściem.
Położenie się wyjaśniło, a los jej pozostał w zawieszeniu, pod groźbą niezwłocznego aresztowania.
Jak tu wytrzymać do godziny piątej?
Nagle przypomniała sobie Jakóba, o którym już zapomniała poniekąd; i on także mógłby ją zgubić, gdyby ją aresztowano!
Chociaż było dopiero kwadrans na trzecią, pospieszyła przez ulicę Roche na ulicę Cordinet.
Pan Camy-Lamotte, pozostawszy sam, zatrzymał się przed biurkiem.
Bywalec zaufany w Tuilleries, dokąd go powo-