Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 1.djvu/172

Ta strona została przepisana.

ływały prawie codziennie obowiązki głównego sekretarza ministerjum sprawiedliwości, również wpływowego jak sam minister, wtajemniczony w sprawy nawet najdrażliwsze, wiedział dobrze, jak proces Grandmorrina drażnił i niepokoił najwyższe sfery.
Dzienniki opozycyjne w dalszym ciągu prowadziły hałaśliwą kampanję, jedne oskarżały policje, że tak się zajęła dozorem politycznym, iż nie miała czasu na schwytanie morderców, inne szperały w życiu prezesa, dając do zrozumienia, że należał także do dworu, znanego z najnikczemniejszego zepsucia, a ta ciągła walka gazeciarska stawała się coraz szkodliwszą, w miarę zbliżania się wyborów.
Dlatego sekretarzowi głównemu wyrażono pragnienie, ażeby z tem wszystkiem jaknajprądzej skończyć w jakikolwiek bądź sposób.
Ponieważ minister zdał na niego całą tą delikatną sprawę, czuł się jej zupełnym panem, i wszystko, co chciał, przedsiębrał, pod własną naturalnie odpowiedzialnością.
Wymagało to oczywiście zbadania rzeczy, bo wcale sobie nie życzył zapłacić za wszystkich swoją osoba, gdyby się pokazał niezręcznym.
Zamyślony wciąż, p. Camy-Lamotte otworzył drzwi od sąsiedniego pokoju, gdzie p. Denizet czekał.
Ten, który słyszał wszystko, zaraz wykrzyknął wchodząc:
— A co? czy nie mówiłem panu! teraz widać już, jak niesłusznie podejrzewano tych ludzi... ta kobieta myśli tylko o ocaleniu męża od spodziewanej dymysji. Ani jednego słowa nie powiedziała podejrzanego.
Sekretarz główny nie odpowiedział natychmiast.
Zatopiony w sobie, ze wzrokiem na sędzi, któ-