Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 1.djvu/20

Ta strona została przepisana.

ostro patrzące, czyniły surową. Przy nim wszystko drżało.
Roubaud dwa razy musiał podnieść głos, powtarzając dwukrotnie:
— No, o czem tak myślisz?
Drgnęła, wstrząsnęła się, jakby przestraszona.
— A o niczem.
— Nie jesz, wiec już nie głodnaś?
— O! nie, zaraz zobaczysz.
Seweryna, wychyliwszy kieliszek, dokończyła kawałka pasztetu, który miała na talerzu. Nowa przerwa nastąpiła, zjedli do szczętu chlebek funtowy i ani odrobiny nie zostało do sera. Jakież wiec były krzyki, jakie śmiechy, gdy, popychając się nawzajem, wyszukali w kredensie matki Wiktorji kawałek chleba razowego.
Chociaż okno było otwarte, gorąco nie zmniejszyło się wcale i dokuczało młodej kobiecie, zarumienione] i ożywionej wielce przy tem gadatliwem śniadaniu naprędce.
Roubaud, z powodu matki Wiktorji, znowu powrócił do Grandmorina: i ta kobiecina także wiele mu zawdzięcza dobrego.
Dziewczyna uwiedziona, której dziecko umarło, mamka Seweryny, której przyjście na świat matka przypłaciła życiem, później żona palacza na kolei, żyła bardzo nędznie w Paryżu, zarabiając trochę szyciem, a mąż jej wszystko przejadał, gdy wtem spotkanie z córką mleczną nawiązało dawne węzły i zjednało dla niej także protekcję prezesa. I dziś otrzymała ona miejsce doglądającej pokojów damskich na stacji, czyli najlepsze miejsce, o jakiem mogła zamarzyć. Kolej płaciła jej tylko sto franków, rocznie, ale z dochodami od podróżnych miała po czterysta franków, nie licząc tego pokoju z opałem.