Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 1.djvu/21

Ta strona została przepisana.

Więc los jej był bardzo dobry. Roubaud obrachował, że gdyby dodać do tego dwa tysiące ośmset franków, jakie miał jej mąż Pocquert, jako palacz, małżeństwo można było liczyć na cztery tysiące franków, to jest dwa razy więcej, niż on zarabiał, jako pomocnik zawiadowcy stacji w Hawrze.
— Zapewne — dodał — ale nie wszystkie kobiety chciałyby doglądać gabinetów. Wprawdzie żadna praca nie ubliża.
Tymczasem pierwszy głód już przeminął i jedli wolno, od niechcenia, krając ser na drobne kawałki, ażeby przedłużyć ucztę. Słowa ich także stawały się powolniejszemi.
— Ale — zawołał — zapomniałem cię zapytać... Dlaczego nie chciałaś pobyć dwa, czy trzy dni w Doinville, o co cię prosił prezes?
Przy błogiem trawieniu, w myśli jego przypomniała się ich wizyta ranna, obok stacji, w pałacu, przy ulicy Rocher, gdzie widział się jeszcze w dużym gabinecie różowym i słyszał jeszcze, jak prezes mówił do nich, że jedzie nazajutrz do Doinville. Potem, jak gdyby mu nagle przyszła myśl do głowy, ofiarował się nawet pojechać wraz z nimi pociągiem pospiesznym o wpół do siódmej i zabrać potem chrześniaczkę do swej siostry, która oddawna pragnęła ją mieć u siebie. Ale młoda kobieta wynajdywała wszelkie powody, które przeszkadzały jej, jak mówiła.
— A ja, wiesz — mówił dalej Roubaud — nie widziałem nic złego w tej podróży. Mogłabyś była zostać tam do czwartku, jabym się już odpowiednio urządził... Przecie w naszem położeniu, potrzebujemy ich. Niebardzo to dobrze nie przyjmować ich grzeczności, tembardziej, że twoja odmowa sprawiła mu widoczną przykrość... To też nie przestałem