Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 1.djvu/24

Ta strona została przepisana.

Przypominam sobie... kiedy jeszcze byłam malcem i bawiłam się z przyjaciółkami w alejach, jak się tylko pokazał, wszystkie się zaraz chowały. Ja czekałam spokojna. On przechodził, a widząc mnie uśmiechniętą, z podniesioną główką, zwykle mnie uszczypnął w policzek... Później, gdy miałam szesnaście lat, a Berta chciała o co go prosić, zawsze mnie obarczała prośbą. I mówiłam, wcale nie spuszczając oczu, choć czułem, że jego świdrują mnie aż do kości. Ale nic sobie z tego nie robiłam, tak byłam pewna, że zgodzi się na wszystko, czego tylko cechcę... O! tak, przypominam sobie, przypominam! Tam niema ani jednego zakątka w parku, niema ani jednego pokoju w zamku, któregobym nie oglądała, teraz nawet trafiłabym wszędzie zamknąwszy oczy.
Zamilkła, z przymniętemi powiekami; na twarzy jej ciepłej i zlekka wzdętej, zdawał się przebiegać dreszcz, na myśl o tych czasach dawniejszych, o tych rzeczach, o jakich nie mówiła wcale.
Przez chwilę pozostała tak, a wargi lekko je drżały.
— Rzeczywiście, był bardzo dobrym dla ciebie — podchwycił Roubaud, zapalając fajeczkę. — Nietylko wychował cię, jak pannę, ale bardzo dobrze zarządzał twemi groszami po ojcu i zaokrąglił pokaźnie tę sumkę do naszego ślubu... A jeszcze coś ci zapisze, jak mi mówił.
— Tak — wyszeptała Seweryna — ten domek w Croix-de Maufres, tę posiadłość, którą przecina kolej. Czasem jeździliśmy tam na tydzień... Ale, na nie liczę, Lachesnayowie muszą go męczyć, ażeby mi nic nie zostawił. A zresztą ja też wolę nic, nic!
Ostatnie słowa te wymówiła głosem tak żywym,