Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 1.djvu/25

Ta strona została przepisana.

że zdziwił się. Wyjął fajeczkę z ust i przyglądał się jej zdumionym wzrokiem.
— Dziwna jesteś! Powiadają, że prezes ma miljony, cóż więc złego byłoby, gdyby o swej chrześniaczce pomyślał w testamencie? Niktby się temu nie dziwił, a namby dobrze to zrobiło w interesach.
Potem rozśmieszyła go myśl, która mu przyszła do głowy.
— Chyba ci przecie nie chodzi o to, że mogą mówić, że jesteś jego córką... Bo wiesz, o prezesie, pomimo jego sztywnej miny, podobno gadają różne rzeczy; za życia nawet żony bałamucił podobno wszystkie swoje służące. I oto wyposaża młodą dziewczynę. A mój Boże, cóż z tego nawet, gdybyś była jego córką.
Seweryna powstała, gniewna, z rozognioną twarzą, z przerażającem drganiem niebieskiego spojrzenia, pod ciężką masą włosów czarnych.
— Córką jego... jego córką! Nie chcę, ażebyś z takich rzeczy żartował, rozumiesz? Alboż ja mogę być jego córką? Czyż jestem do niego podobną? Ale dość o tem, pomówimy o czem innem. Nie chcę pojechać do Doinville, bo nie chcę, bo wolę wrócić z tobą do Hawru.
Pokiwał głową i uspokoił ją giestem.
— Dobrze! już dobrze i nie będę już cię tak drażnił!
Uśmiechnął się, nigdy jej nie widział tak zdenerwowaną; zapewne podziałało wino. Rad zasłużyć na przebaczenie, wziął znowu nóż do ręki i podziwiając go jeszcze i wycierając starannie, ażeby pokazać, że kraje, jak brzytwa, obcinał sobie paznokcie.
— Już kwadrans na piątą — szepnęła Seweryna,