Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 1.djvu/32

Ta strona została przepisana.

mu było jeszcze wiedzieć, zmuszaj ją wracać do szczegółów, udokładniać fakty. Z uchem, przytkniętem do ust nędznej, konał od tej spowiedzi, grożąc wciąż pięścią podniesioną, gotową opaść, gdyby zamilkła.
Znów przesunęła się cała przeszłość w Doinville, dzieciństwo, młodość. Czy prezes myślał już o niej kiedy ją wziął po śmierci jego ogrodnika i kazał wychowywać razem z córką?
Tak, musiało się to już zacząć wtedy, kiedy inne dzieci uciekały wśród zabawy, gdy się zjawiał, a ona uśmiechnięta, z główką podniesioną czekała, ażeby jej, przechodząc, dał klapsa po buzi.
A później, skoro mówi, iż patrząc mu prosto w oczy, otrzymywała wszystko, o co prosiła, to czy nie dlatego, że czuła się panią; o! jakże wstrętny ten starzec, wychowujący dziecko, dla swojej żądzy!
Roubaud dyszał.
— Więc w którym roku życia zostałaś jego kochanką?
— W siedemnastym.
— Kłamiesz!
Kłamać, mój Boże! po co?
Wzruszyła ramionami, z niezmiernem znużeniem.
— I gdzież się to stało pierwszy raz?
— W Croix de Maufres.
Jęk wydarł mu się z gardła. Potem nagle wstrząsnął nią silnie.
— Więc, na miłość Boską, po co wyszłaś za mnie?... Wiesz, że takie oszustwo to ohydna podłość?... Złodziejki w więzieniu czystsze mają sumienie... Musiałaś mnie nie kochać, musiałaś mną pogardzać? Co? dlaczego mnie zaślubiłaś?
Ruchem odpowiedziała, że nie wie.