bez obelg, ale tak uporczywie, że czuła, jak ją przygniatał wzrokiem:
— Zobaczysz co chce... i słuchaj, co chce uczynić, będzie musiał zrobić ze mną tak, jak ja chcę...
W ten sposób zostaniemy sami, będzie między nami coś wspólnego.
Przestraszył ją, jeszcze sie wzdrygnęła.
— Nie, nie, wprzód chcę wiedzieć... Nie napiszę, dopóki się nie dowiem.
Wtedy, przestawszy mówić, wziął jej rękę, drobną, wątłą rączkę dziecka i ścisnął ją w swojej pięści żelaznej i ściskał ją coraz silniej, jak kleszczami, aż do zmiażdżenia.
Tak wole swą wtłaczał jej w ciało wraz z bólem.
Krzyknęła, wszystko się w niej łamało, wszystko się gięło. W nieświadomości, w uległości, nie mogła mu nie być posłuszną. Narzędzie miłości, narzędzie śmierci.
— Pisz, pisz!
I pisała z trudnością ręką zbolałą.
— To dobrze, grzeczną jesteś — rzekł, kiedy dostał list — teraz trochę tu uporządkuj... Przyjdę po ciebie.
Bardzo spokojny był. Przed lustrem poprawił węzeł u krawata, włożył kapelusz i odszedł.
Słyszała, jak zamykał drzwi na podwójny spust i wyjął klucz.
Noc zapadała coraz bardziej.
Przez chwilę siedziała, nadstawiając uszu na wszelkie odgłosy, dochodzące zzewnątrz.
U sąsiadki, handlarki dzienników, odzywało się ciągle skomlenie przygłuszone, widocznie pies był zamknięty. Na dole u Dauvergnów fortepian milczał. Tam rozlegał się teraz wesoły brzęk rądli i talerzy,
Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 1.djvu/39
Ta strona została przepisana.