kroków; Roubaud obróciwszy się w tył, popchnął żonę naprzód i prawie szturgnięciem pięści wsadził ją do wagonu, gdy ona, w uległości trwożliwej, patrzyła instynktownie wtył, ażeby widzieć, co się dzieje.
Zbliżał się jakiś spóźniony podróżny, trzymając w ręku tylko kołdrę, z kołnierzem, podniesionym wgórę, i w kapeluszu, tak naciśniętym na głowę, że w migoczących błyskach gazowych widniała z całej jego twarzy tylko część siwej brody.
Jednakże, pomimo widocznej chęci unikania wszystkich, pp. Vanderpe i Dauvergne podeszli ku niemu.
Podążyli za nim, a on im się dopiero ukłonił o trzy wagony dalej przed dodanym przedziałem, do którego wsiadł pospiesznie.
To on był.
Seweryna drżąca upadła na ławkę.
Mąż gniótł jej ramie jakby nią teraz poniewierał, skoro był swego pewny.
W minutę później pół godziny wybiło.
Jakiś przekupień naprzykrzał się ze sprzedażą dzienników wieczornych, podróżni przechadzali się jeszcze po platformie, peląc papierosy, wreszcie wszyscy wsiedli. Słychać było z dwóch przeciwnych stron konduktorów, zamykających wagony. Roubaud, który nieprzyjemnej doznał niespodzianki, spostrzegłszy w przedziale, o którym myślał, że jest pusty, jakąś postać nową, siedzącą w kącie, zapewne kobietę jakąś w żałobie, milczącą, nieruchomą, nie mógł się powstrzymać od wykrzyku złości, gdy drzwiczki się otworzyły i konduktor wrzucił przez nie jakąś parę, otyłego jegomościa i otyłą jejmość, którzy wpadli zadyszani.
Pociąg zaraz miał ruszyć.
Deszcz bardzo drobny znów zaczął padać, po-
Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 1.djvu/43
Ta strona została przepisana.