Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 1.djvu/46

Ta strona została przepisana.

linami, — ciągłe falowanie ziemi, po której przebiegają pociągi kolejowe.
Kolej jedynie ożywia te strony, zazwyczaj puste i posępne.
Cisza zalega tu najczęściej zupełna, chyba, że wiatr hula, świszcząc przeraźliwie ponad wzgórzami i dolinami, lub nawałnica leje strumienie wody, które spływają później z pagórków, wymulając jakby łożyska, prędko wysychające.
Cisza zazwyczaj, aż oto szyny zaczynają jeczyć, zdaleka dolatuje tętent coraz bardziej się wzmagający i po chwili z właściwą sobie wrzawą i łoskotem przebiega pociąg z dymiącą lokomotywą, szybko w dal unoszący podróżnych.
I znowu cisza w tem pustkowiu.
Podróżny, młody, silny, przyspieszał kroku, jakby dla wydobycia się czemprędzej z pod wrażenia smutku, jaki roztaczała ta odludna okolica samotna.
W ogrodzie drużnika kolejowego wyciągała wodę ze studni duża dziewczyna lat osiemnastu, blondynka, tęga, z grubemi usty, wielkiemi oczyma piwnemi, z czołem niskiem pod ciężkiemi włosami.
Ładną nie była wcale, ręce miała grube, a ramiona barczyste, jak u mężczyzny.
Gdy zobaczyła podróżnego, idącego ścieżką, zostawiła dzbanek i pobiegła do furtki w żywopłocie.
— O! Jakób! — zawołała.
On podniósł głowę. Miał lat około dwudziestu sześciu, również rosły, ciemny brunet, ładny chłopiec o twarzy okrągłej regularnej, której wdzięk psuły jednak zbyt wydatne szczęki.
Twarde jego włosy wiły się w kędziorach, jako-