Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 1.djvu/50

Ta strona została przepisana.

— O ty go nie znasz — podchwyciła ciotka Fhasia. — Powiadam ci, że musi mi zadawać coś paskudnego... Ja, co byłam, tak silna, że mogłam go zjeść, teraz on, ten cherlak, ten niedołęga mnie zjada.
Gorączkowała się nienawiścią głuchą i trwożliwą, wywnętrzała serce, rada że ma kogo, który ją słuchał.
Gdzie głowę miała, ażeby wyjść znów zamaż za takiego nicponia i to bez grosza, skąpca ona starsza od niego o pięć lat, mając dwie córki, jedną sześcioletnią, a drugą już ośmioletnią?
Niedługo już dziesięć lat będzie, jak zrobiła to głupstwo, i ani godzina nie upłynęła, ażeby jej nie przyszło tego żałować; życie w nędzy, wysłanie w ten kąt lodowaty na północy, gdzie trzęsła się z zimna, nudy śmiertelne, bo nie widywała nikogo z obcych, a nie miała nawet sąsiadki do pogawędzenia.
On był dumnym, milczącym, a teraz zarabiał tysiąc dwieście franków, jako dróżnik, ona od początku pięćdziesiąt franków za pilnowanie barjery przejazdu, co teraz Flora miała sobie powierzone; i taka była teraźniejszość i taka przyszłość, żadnej nadziei, pewności, że będzie się żyło i zawsze więc w tej dziurze, o tysiąc mil od ludzi.
Nie opowiedziała mu jednak, jakie miewała pociechy; zanim zachorowała, kiedy mąż jej pracował na stacji, a ona sama zostawała z córkami dla pilnowania przejazdu, a wtedy od Rouce do Hawru, na całej linji tak słynęła z urody, że inspektorowie kolejowi wstępowali do niej w przejeździe nawet rywalizowali z sobą jeden przed drugim.
Mąż wcale nie zawadzał, grzeczny dla wszyst-