Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 1.djvu/53

Ta strona została przepisana.

ściany. Szukaj, szukaj! Dość ml patrzyć na jego spuszczony nos, to mi dodaje cierpliwości... Jeszcze niewiadomo, kto pierwszy się wyniesie, on czy ja. Ja się mam na baczności, nie jem już, czego się tknie. A jeżeli nogi wyciągnę, no, to i tak nie będzie miał tysiąca franków, wolę zostawić je w ziemi.
Opadła na krzesło, wyczerpana, wstrząśnięta, nowym odgłosem trąbki.
To Misard na progu budki zapowiadał przybycie pociągu, jadącego do Hawru.
Pomimo uporu, z jakim nie chciała mu dać spadku, przejmował on ją strachem potajemnym, wzrastającym, strachem olbrzyma wobec robaka, który go toczy.
Zapowiedziany pociąg pasażerski, wyszły z Paryża o g. 12 m. 45, zbliżał się zdaleka, z głuchym tententem; słychać było, jak wychodził z tunelu, jak dyszał głośniej na otwartem polu. Potem przeszedł z hukiem kół i masą wagonów, z niesłychaną siłą huraganu.
Jakób z oczyma, podniesionemi ku oknu, przyglądał się szybkom kwadratowym, za któremi ukazywały się twarze podróżnych.
Pragnął odwrócić czarne myśli Phasji i odezwał się żartobliwie:
— Skarżysz się, moja matko chrzestna, że kota nawet nie widzisz w tej dziurze. A tu tyle ludzi!
Zpoczątku nie zrozumiała zdziwiona.
— Gdzież tu tylu ludzi? A! ci ludzie przejeżdżający. Wielka mi przyjemność, Ani się ich zna, ani można z nimi porozmawiać.
On mówił dalej:
— Mnie przecie znasz, ciotko, i często widzisz, przejeżdżającego tędy.
— Ciebie, to prawda, znam i znam godzinę