Pierwsza powróciła Flora.
Zapaliła lampę naftową bez klosza i postawiła na stole.
Ani słowa nie wyrzekła, zaledwie spojrzała przelotnie na Jakóba, który się odwrócił, stojąc przy oknie. Na piecyku przygrzewaj się kapuśniak. Podała go, gdy ukazał się Misard. Żadnego zdziwienia nie okazał, że zastaje tu młodzieńca. Może go widział, jak przyszedł, ale go nie wypytywał ciekawie.
Uścisk ręki, trzy słowa krótkie i nic więcej!
Jakób sam z własnej chęci musiał opowiedzieć historję uszkodzenia lokomotywy i projekt swój odwiedzenia matki chrzestnej.
Misard kiwał zlekka głową, jakgdyby potakiwał, pochwalał i usiedli do stołuj jedli, nie spiesząc się, najprzód w milczeniu.
Phasia, która od rana nie spuszczała z oczu kociołka, gdzie gotował się kapuśniak, wzięła sobie talerz zupy. Ale gdy mąż powstał, ażeby jej podać wodę żelazną, zapomnianą przez Florę, z karafki, w której moczyły się gwoździe, nie tknęła jej wcale.
On, uniżony, cichy, kaszlący niedobrze wróżącym kaszlem, zdawał się wcale nie widzieć tych lękliwych spojrzeń, jakiemi śledziła najmniejsze jego poruszenie.
Kiedy prosiła o sól, której nie było na stole, powiedział jej, iż będzie żałowała, że tyle jej używa, że od tego jest właśnie chora; i wstał, przyniósł na łyżeczce szczyptę soli, czyszczącej wszystko, jak mówiła.
Opowiadano sobie o pogodzie bardzo ciepłej od kilku dni, o wypadku na kolei, jaki się przed kilkoma dniami zdarzył w Maronsue.
Jakób wkońcu pomyślał, że matka chrzestna miała tylko przywidzenia na jawie, bo jego nic nie
Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 1.djvu/59
Ta strona została przepisana.