Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 1.djvu/64

Ta strona została przepisana.

ny pozorami, że może ją pozyskać, a ona tak go zbiła kijem, iż o mało ducha nie wyzioną!.
Pozostała czystą i butną, pełną wzgardy dla wszystkich mężczyzn, co wreszcie naprowadziło znów na domysł, że brak jej piątej klepki w głowie.
Jakób, słysząc, jak wypierała się chęci posiadania kochanka, żartował dalej:
Więc nic z tego małżeństwa z Ozilem. Powiadano mi, że codzień chodzisz do niego tunelem.
Wzruszyła ramionami.
— Acha! małżeństwo... Tunel mnie bawił... Połtrzeciej wiorsty lecieć w ciemności i myśleć, że można być przejechaną przez pociąg, jezeli się tylko nie będzie uważało. Trzeba tylko posłuchać, jak pociągi tam sapią... Ale mnie ten Ozil zupełnie się znudził. Nie taki dla mnie.
— A innego to chcesz?
— E! nie wiem... Nie! nie!
Śmiech ją zdjął, gdy jednocześnie musiała się bardziej nachylić nad sznurem, nie mogąc sobie dać rady z węzłem.
Potem, nie podnosząc głowy, jakby bardzo zajęta swą robotą:
— A ty — spytała — nie masz kochanki?
Jakób znów bardzo spoważniał.
Oczy jego odwróciły się, powieki zadrgały, a wzrok zapuścił się w dal, pokrytą ciemnościami nocy.
Odpowiedział krótko:
— Nie.
— Tak tak — mówiła dalej. — Opowiadano mi, że masz wstręt do kobiet. A zresztą, nie od dziś cię znam, nigdy mi nie gadałeś grzeczności?... Ale powiedz, dlaczego?...