Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 1.djvu/68

Ta strona została przepisana.

Pociąg nadjeżdżający zapuszczał się tam, dymiąc i gwiżdżąc i zostawiając po sobie takie wstrząśnienie, że ziemia aż drżała.
Jakób z nogami zmęczonemi upadł przy linji kolejowej i wybuchnął konwulsyjnym płaczem. Leżał na trawie, z twarzą w niej zanurzoną.
Mój Boże! więc mu się wróciła ta okropna choroba, z której myślał, że jest wyleczony?
Zabić przecie chciał to dziewczę!
Zabić kobietę! zabić kobietę! to brzmiało mu w uszach, z głębi jego młodości, i ze wzmagającą [się gorączką, z nurtującą go żądzą.
Jak inni, pod wpływem dojrzałości, pożądają kobiety, tak jego żądzą było kobietę zabić.
Bo nie mógł przed sobą kłamać, po to wziął nożyce, ażeby zatopić w jej ciele, skoro tylko zobaczył to ciało, tę szyję ciepłą i białą!
I to bynajmniej nie z gniewu, nie! ale dla przyjemności, bo wzrastało w nim pragnienie, takie pragnienie, że gdyby się nie uczepił trawy, byłby wrócił tam pędem, ażeby ją zamordować.
Ją, mój Boże! tę Florę, która w oczach jego wyrosła, to dziecko, przez które czuł się kochanym tak głęboko!
Palce jego zakrzywione wgłębiały się w ziemię, szlochanie wydarło mu się z gardła z jękiem okropnym rozpaczy.
Jednak starał się uspokoić, starał się sam siebie zrozumieć.
Czem się różnił w porównaniu z innymi?
Tam, w Plassans, w latach młodości, często się o to sam siebie zapytywał.
Matka jego, Gerweza wprawdzie powiła go bardzo młodo, w połowie szesnastego roku życia; ale