Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 1.djvu/71

Ta strona została przepisana.

pokonania kobiety i poskromienia jej, uczuł żądzę zabicia jej i zarzucenia sobie na plecy, jak łupu, wyrwanego innym, na zawsze.
Czaszka mu pękała pod tym wysiłkiem, odpowiedzi nie mógł dać sobie, zbyt nieświadomy, a z mózgiem bezwładnym, w tej rozpaczy człowieka, pchanego do czynów gdzie wola jego jest niczem, gdzie nawet pobudki znikają.
Znów pociąg przebiegł z błyskawicznemi ogniami, z hukiem piorunu, zapalającego się i gasnącego, zagłębił się w tunel; a Jakób, jakgdyby ten tłum bezimienny, obojętny, spieszący się, mógł go słyszeć, powstał, tłumiąc płacz, przybierając postawę naiwnego.
Ileż razy po doznanym ataku, czuł się jak gdyby umierającym.
Tylko na lokomotywie żył spokojnie, szczęśliwie, zdala od ludzi.
Kiedy go unosiła prędkimi obrotami kół z wielką szybkością kiedy cały zajęty był przyglądaniem się drodze, przypatrywaniu się sygnałom, nie myślał już o niczem, oddychał pełną piersią powietrzem, zawsze w całym pędzie.
Dlatego tak kochał swą maszynę, jak kochankę uspakajającą, od której spodziewać się można tylko szczęścia.
Po wyjściu ze szkoły sztuk i rzemiosł, pomimo żywej inteligencji, wybrał sobie zawód mechanika kolejowego, dla samotności i odosobnienia.
Bez zarozumiałości o sobie, po latach czterech, dochrapał się miejsca mechanika pierwszej klasy, z pensją już dwóch tysięcy osiemset franków, które razem z oddzielnym dochodem procentowym za opał i smarowidła, wynosiła około czterech tysięcy. O żadnym jednak wyższym awansie nie mógł marzyć.