Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 1.djvu/75

Ta strona została przepisana.

Jakób bardzo wyraźnie ujrzał przez oświetlone drzwiczki jednego z przedziałów, jak człowiek jakiś trzymał drugiego, przewróconego na ławce i wsadzał mu nóż w gardło, gdy tymczasem jakaś masa czarna, może trzecia osoba całym ciężarem swoim przygniatała nogi mordercy.
Już pociąg uciekał, niknąć w stronie ku Croix de Maufres, pokazując tylko z siebie, trzy ognie przy ostatnim przedziale, trójkąt czerwony.
Przykuty do miejsca, młodzieniec ścigał oczyma pociąg, którego ryczenie cichło wśród wielkiego spokoju martwej okolicy.
Czyż dobrze widział?
I teraz wahał się, nie śmiał twierdzić, że rzeczywistością było to widzenie, przyniesione i porwane błyskawicą.
Ani jeden rys żywy nie pozostał mu z obu aktorów dramatu. Masa ciemna zapewne była burką podróżną, spadłą na ciało ofiary.
Jednakowoż z początku zdawało mu się, że rozróżnia gęste włosy i delikatną twarz bladą. Ale wszystko się z sobą zacierało, ulatniało się, jak marzenie.
Zapewne było to tylko działanie wyobraźni.
A wszystko to jednak mroziło go, zdawało mu się tak nadzwyczajnem, że w końcu przypuszczał, iż miał tylko halucynacje, powstałą skutkiem strasznego ataku, jaki przechodził.
Godzinę jeszcze prawie Jakób szedł, z głową ociężałą od kołujących się myśli.
Złamany był, a dotkliwe zimno wewnętrzne por chłonęło w nim gorączkę.
Nie namyśliwszy się nawet wcale, powrócił w końcu znów do Croix-de-Maufres.
Potem, gdy się znalazł przed domem dróżnika,