Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 1.djvu/79

Ta strona została przepisana.

rą mdłe światło, padające na ziemią, czyniło bezkształtną.
A w nim wzruszenie, które przyspieszyło jego bieg, które go tu zatrzymywało, kończyło się tą przeszywającą myślą, wydobywającą się z całej jego istoty: tamten, człowiek, którego ujrzał z nożem w dłoni, miał jednak śmiałość! tamten spełnił do końca pragnienie swoje, tamten zabił!
A! nie być tchórzem, zadowolić się nareszcie, wsadzić nóż!
On, którego żądza dręczyła od lat dziecięcych, w tej gorączce miał wzgardą dla siebie samego i uwielbienie dla tamtego, a szczególniej czuł potrzebą zobaczyć to, czuł niepowściągnione pragnienie napoić oczy tym łachmanem ludzkim, tem stłuczonem cackiem, tą padliną, w którą nóż przemieniał żyjącą istotą.
O czem marzył, tamten dokonał i to tak samo.
Gdyby on zabił, leżałoby to także na ziemi.
Serce o mało mu nie wyskoczyło z piersi; popęd jego do morderstwa wydzierał się z niego gwałtem, na widok tej śmierci tragicznej.
Postąpił krok, zbliżył się bardziej, jak dziecko nerwowe, które się oswaja ze strachem.
Tak! i onby miał śmiałość i on!
Ale łoskot po za plecami zmusił go do odskoczenia wtył.
Pociąg nadjeżdżał, którego nawet nie słyszał w tem zachwyceniu.
Zmiażdżony byłby, dopiero ostrzegł go oddech gorący, podmuch potężny lokomotywy.
Pociąg przebiegł w huraganie huku, dymu! płomienia.
Było w nim osób dużo, fala podróżnych uno-