słowem, oddaliła się znikła w ciemnościach, gwałtownie dysząc, jakby szlochając.
Niebawem zawiadowca stacji już był miejscu z Misardem i dwoma oficjalistami.
On również stwierdził tożsamość: rzeczywiście był to prezes Grandmorrin, którego widywał, jak wysiadał na jego stacji za każdym razem, gdy jechał do siostry swej pani Bonnehon w Doinville.
Ciało mogło pozostać na miejscu, gdzie upadło kazał je tylko przykryć płaszczem, który jeden z oficjalistów przyniósł.
Jeden z urzędników otrzymał rozkaz, ażeby pociągiem z Barentin o godzinie jedenastej pojechał zawiadomić prokuratora w Rouen.
Ale nie można się było spodziewać go wcześniej niż przed godziną szóstą zrana, bo miał przy wieźć z sobą sędziego śledczego, sekretarza trybunału i lekarza.
Zawiadowca stacji tymczasem postawił straż przy nieboszczyku: podczas całej nocy luzowano się ciągle pilnował jeden człowiek z latarnią.
A Jakób, zanim postanowił iść się położyć w jakiej szopie na stacji Barentin, skąd miał Odjechać do Hawru dopiero o godzinie siódmej minut dwadzieścia, stał jeszcze wciąż nieruchomy, zadumany.
Potem myśl o sędziu śledczym, którego oczekiwano, przestraszyła go jakgdyby był wspólnikiem zbrodni.
Co ma powiedzieć, co widział w przelocie pociągu?
Z początku zamierzył mówić, ponieważ o siebie nie potrzebował się zgoła lękać.
Jego obowiązek w tym względzie nie ulegał zresztą wątpliwości.
Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 1.djvu/83
Ta strona została przepisana.