Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 1.djvu/84

Ta strona została przepisana.

Potem jednak zapytał sam siebie: poco? nie dostarczyłby żadnego pewnego faktu, nie mógłby stwierdzić żadnego szczegółu dokładnego co do zabójcy.
Głupio byłoby mieszać się w to, tracić czas, przejmować się, bez korzyści dla kogokolwiek.
Nie, nie, nie będzie mówił.
I odszedł wreszcie, choć wrócił się jeszcze dwa razy, ażeby się przyjrzeć garbowi czarnemu, jaki ciało tworzyło na ziemi, w promieniu żółtawego blasku latarni.
Zimno przejmujące wiało z mglistego nieba wśród pustkowia okolicy.
Pociągi ciągle przejeżdżały, znowu przybywał jeden w stronę Paryża, bardzo długi.
Wszystkie się krzyżowały przy potężnej mocy mechanizmu, mknęły do dalszego celu ku przyszłości. muskając bezwiednie, nawpół odciętą głowę tego człowieka, którego drugi człowiek za mordował.




III.

Nazajutrz, w niedzielę zrana, piąta godzina wybiła na wszystkich wieżach w Hawrze, kiedy Roubaud wszedł pod daszek stacyjny, udając się na służbę.
Ciemno było jeszcze zupełnie, a wiatr, który dął od morza, wzmógł się i pędził mgły, zatapiając niemi wzgórza, ciągnące się od Saintes Adresse do