Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 1.djvu/86

Ta strona została przepisana.

dów, którzy wyglądali, jak zwykle; I daremnie do północy nadstawiali uszu; żaden głos nie odezwał się u ich sąsiadów, widocznie zaraz usnęli snem twardym.
Niewątpliwie podróż ich nie dała im dobrego rezultatu, w przeciwnym razie bowiem Seweryna nie byłaby tak wcześnie wstała.
A gdy kasjer zapytał, jaką miała minę, żona usiłowała ją odmalować: bardzo sztywna, bardzo blada, z rozszerzonemi oczyma niebieskiemi, tak jasnemi przy czarnych włosach; i bez żadnego ruchu, jakby lunatyczka.
Zresztą dowiedzą się w ciągu dnia, co o tem trzeba myśleć.
Na dole Roubaud spotkał kolegę swego, Moulina, który skończył właśnie dyżur nocny.
I objął po nim służbę, a tymczasem Moulin rozmawiał, przechadzał się jeszcze przez kilka minut, opowiadając mu najdrobniejsze fakty z dnia poprzedniego: jacyś złodzieje złapani zostali, gdy się zakradali do magazynu; trzech ludzi ze służby ruchu otrzymało naganę za nieposłuszeństwo; łańcuch pękł przy ustawianiu pociągu do Montvilliers.
Roubaud słuchał w milczeniu, z twarzą spokojną; był tylko trochę blady, zapewne w następstwie zmęczenia na co wskazywały także jego podsiniałe oczy.
A jednak, gdy kolega przestał mówić, zdawał się pytać go jeszcze, jakgdyby spodziewał się usłyszeć jeszcze o innych wypadkach.
Ale tamten nic więcej już nie opowiadał, to już wszystko. Opuścił głowę i przez chwilę patrzył na ziemię.
Tak chodząc pod przykrytą dachem platformą, obaj doszli do miejsca, już otwartego, gdzie po pra-