Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 1.djvu/96

Ta strona została przepisana.

lata, okropnie się roztyła i ociężała, i wcale nie miała do niego żalu o bałamucenie się po za domem, nawet kładła mu nieznacznie po parę franków do kieszeni, aby się rozerwał.
On też wreszcie tak sobie życie urządził, że miał dwie żony, po jednej na każdym końcu linji żelaznej, jedną w Paryżu, gdzie sypiał, drugą w Hawrze, na te godziny, które musiał przeczekać między dwoma pociągami.
Wiktorją, bardzo oszczędna, sama sobie odmawiająca niejednego, wiedząc o wszystkiem, obchodziła się z nim po macierzyńsku, nie chciała, ażeby się potrzebował wstydzić przed tamtą. Przy każdym też odjeździe dbała o jego bieliznę, bo bardzoby ją bolało, gdyby tamta jej mogła zarzucić brak porządku.
— Tak podchwycił Roubaud — zawsze to niegrzecznie z twej strony. Zona moja która bardzo jest przywiązana do swej mamki, chce natrzeć ci uszu.
Ale zamilkł, widząc wychodzącą z szopy, przy której stali, wysoką kobietę chudą, Filomenę Sauvagrot, siostrę magazyniera, małżonkę dodatkową, którą Pecqueux miał w Hawrze od roku.
Musieli oboje rozmawiać w szopie, kiedy Pecqueux wyszedł, ażeby zawołać na pomocnika zawiadowcy.
Ona jeszcze młoda, pomimo trzydziestu dwóch lat, wysoka, spiczasta, z piersiami płaskiemi, ciałem, spalonem od ciągłych żądz, głowę miała podłużną, z oczyma pałającemi.
Mówiono o niej, że pije.
Wszyscy mężczyźni ze stacji znali się z nią w małym domku, który brat jej zajmował przy składzie lokomotyw, a który ona utrzymywała bardzo brudno.