Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 2.djvu/124

Ta strona została przepisana.

Spoglądali na nią oboje oczyma, szeroko otwartemi.
Dźwięki muzyki ustały zupełnie, słychać było tylko zamykanie drzwi, i wkrótce dom cały pogrążył się w śnie spokojnym.
Jedynie tylko niewyraźny turkot wagonów, dolatujący ze stacji, zdradzał ruch i życie.
W Sewerynie zbudziła się chęć gwałtowna wyznania; chęć ta dręczyła ją od tak dawna.
Plama na suficie rozszerzała się coraz bardziej, zapatrzona w nią uległa halucynacji; zdawało jej się, że przedmioty zaczynają mówić głośno i opowiadają tę ponurą historję.
Nie mogła już dłużej wytrzymać:
— Ty nie wiesz, najdroższy...
Jakób zapatrzony również w plamę krwawą na suficie, przeczuwał dobrze, o czem Seweryna chce mu powiedzieć.
Nie dopuszczał on nigdy do tego wyznania, w obawie iż to opowiadanie obudzi w nim niezupełnie może ugaszoną żądzę krwi i mordu.
Obawiał się, że stosunek ich wzajemny może uledz jakiej zmianie, od chwili, gdy dowie się o tej strasznej przyczynie, która ich do siebie zbliżyła. Nie dopuszczał więc nigdy do wyznania, jakkolwiek Seweryna kilkakrotnie już je uczynić pragnęła.
Za każdym razem zamykał jej usta pocałunkiem. Dziś jednak, rozmarzony uściskami i wysoką temperaturą, panującą w pokoju, nie miał siły powstrzymać Seweryny.
Lekkie drżenie przebiegło po jego ciele i z obawą pomyślał.
— Stało się... powie wszystko... będę wiedział to, czego wiedzieć nie chciałem.