Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 2.djvu/125

Ta strona została przepisana.

Seweryna milczała przez chwilę. Już otwarta usta, lecz znów się powstrzymała.
Wreszcie odezwała się:
— Ty nie wiesz, najdroższy, że mój mąż domyśla się wszystkiego.
W ostatniej chwili przyszła jej na myśl scena, jaka nastąpiła nocy poprzedzającej, wywołała ona na usta powyższe słowa zamiast wyznania.
Jakób odetchnął zlekka.
A więc obawiał się daremnie. Ona nie myśli czynić zwierzeń, których sam domysł, wzbudza w nim niepokój i trwogę.
— Czyż to możebne? — odparł niedowierzająco. — A jednak jest tak uprzejmy dla mnie. Dziś rano jeszcze ściskał mnie serdecznie za rękę.
— Zaręczam ci, że wie wszystko, wszystko. Wie nawet, że jesteśmy teraz razem. Mam na to dowody.
Zamilkła na chwilę, obejmując Jakóba rękami i składając na jego ustach długi, namiętny pocałunek.
Potem zamyśliła się na chwilę.
— O!... jak ja go nienawidzę!... jak ja go nienawidzę!...
Jakób był ździwiony. Nie miał on najmniejszej pretensji do Roubauda.
— Za co? — zapytał. — Nie przeszkadza on nam bynajmniej.
Seweryna nie odpowiedziała na to pytanie. Znowu milczała, a po chwili powtórzyła raz jeszcze:
— Jak ja go nienawidzę! O!... czuć jego obecność koło siebie, to męka najstraszniejsza. Gdybym tylko mogła, jakżebym chętnie uciekła od niego, jakże chętnie zostałabym z tobą.
Jakób wzruszony tym wybuchem gwałtownym,