trzeba zrozumieć moje położenie... To wszystko już minęło... oddawna było zapomniane... Nie!... tylko dzikiego może zazdrość doprowadzić do podobnego szaleństwa. Widzisz... mój drogi... czy ty przestaniesz mnie kochać, dowiedziawszy się teraz o wszystkiem?...
Jakób nie odpowiedział, rozważał on to wszystko, co słyszał.
Podobna historja przez myśl mu nawet nie byłaby przeszła. Jakżeż się to wikłało, a przecież chęć posiadania majątku zapisanego testamentem mogła bardzo łatwo sprawę całą wyjaśnić.
Zresztą wolał nawet tę chociaż pewność, że Grandmorrin nie został zamordowany dla pieniędzy, podobne bowiem podejrzenie nieraz przechodziło mu przez głowę i pomimo całej swej miłości, odczuwał często w głębi swego serca pogardę dla Seweryny, i to częstokroć w chwilach gdy ją całował.
— Ja? mam nie kochać cię? dlaczego? co mnie obchodzi twoja przeszłość? Jesteś dziś żoną Roubauda, mogłaś być wprzód czyją inną.
Przez kilka chwil panowało milczenie.
Seweryna uścisnęła go tak, że omal go nie zdusiła, czuł jej gardło okrągłe, nabrzmiałe, twarde na swem ramieniu.
— A jednak to trochę dziwne... byłaś kochanką tego starego?
Zamknęła mu usta pocałunkiem.
— Tylko ciebie jednego kocham prawdziwie!... Nigdy nikogo nie kochałam. Inni... o!... gdybyś ty wiedział!... Z innymi... widzisz, ja nawet pojęcia nie miałam co to jest miłość, tyś mnie dopiero uczynił szczęśliwą.
Uścisk długi, namiętny, był tych słów potwierdzeniem.
Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 2.djvu/128
Ta strona została przepisana.