Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 2.djvu/129

Ta strona została przepisana.

Jakób teraz jednak był już zaciekawiony, sam więc zapytał, chcąc się dowiedzieć reszty:
— A więc ten stary?
— Zabiliśmy go... taki — odpowiedziała pocichu, — a silne drżenie przebiegło po jej ciele.
I znów milczeli czas dłuższy.
Po chwili Seweryna, oparłszy twarz na jego ramieniu, opowiadała dalej pocichu:
— Kazał mi napisać list do prezesa, ażeby wyjechał pośpiesznym pociągiem, tym samym, którym my jechać mieliśmy, i żeby się nie pokazywał aż w Rouen. Drżałam cała, wie wiedząc, co robić, i bojąc się jakiego nieszczęścia. Pojechaliśmy. W przedziale wagonu siedziała naprzeciw mnie jakaś kobieta czarno ubrana, milcząca. Obawiałam się jej okropnie. Nawet nie spojrzałam na nią. Zdawało mi się, że z moich oczu zaniepokojonych, z mej twarzy pobladłej, Wyczytała to wszystko, cośmy mieli uczynić. Tak minęło dwie godziny. Dojechaliśmy nareszcie do Rouen. Nie mówiłam ani słowa, nie ruszałam się, zamknęłam oczy i udawałam, że śpię. Ci mego boku czułam Roubauda, również siedzącego nieruchomo, a najbardziej mnie przerażało to, że wiedziałam dokładnie, co; się dzieje w jego głowie, jakie myśli straszne tam nurtują, a nie mogłam z równą dokładnością odgadnąć, co zamierza uczynić. A!... co to była za podróż! Turkot kół, gwizd lokomotywy, wszystko to mnie rozdrażniało.
Jakób słuchał spokojnie tego opowiadania, oparłszy usta na jej włosach wonnych, i od chwili do chwili mimowolnie całował jej głowę.
— I w jaki sposób zabiliście go, nie będąc w tym samym przedziale.
— Zaczekaj... zaraz zrozumiesz. Był to plan mojego męża. Prawda, że jeśli mu się udało, to tyl-