ko wina przypadku. W Rouen pociąg zatrzymuje sę na dziesięć minut. Wysiedliśmy. Zmusił mnie, abym się przeszła po peronie aż do przedziału Grandmorrina, i poszedł razem ze mną spokojnie, z miną człowieka, chcącego wyprostować nogi po dwugodzinnem siedzeniu. Podszedłszy do przedziału, gdzie siedział prezes zadziwił się zobaczywszy go, jakgdyby nie wiedział, ze Grandmorrin jedzie tym samym pociągiem.
Na stacji ścisk był olbrzymi, śpieszono do wagonów, potrącano się wzajemnie, tłumy ludzi przebojem zdobywały siedzenia, wszyscy śpieszyli do Hawru gdzie nazajutrz miała się odbyć jakaś uroczystość. Skoro konduktorzy zaczęli zamykać drzwi od wagonów, prezes sam zaproponował, abyśmy wsiedli do jego przedziału. Bełkotałam coś, mówiłam o naszej walizie, znajdującej się w innym wagonie. On jednak nastawał koniecznie, dowodząc że walizy nikt przecie nie ukradnie, i że będziemy mogli przesiąść się w Barentin, gdzie on właśnie wysiada. Mój mąż, zaniepokojony przez chwilę, chciał biedź po walizę; lecz w tejże chwili konduktor zagwizdał, a Roubaud prędko wsadził mnie do wagonu, sam skoczył pospiesznie, zatrzasnął za sobą drzwiczki i podniósł okno.
Jakim sposobem stało się, iż nas nie widziano? tego dotąd jeszcze nie mogę sobie wytłomaczyć. Mnóstwo ludzi biegało tam i napowrót, urzędnicy tracili głowy, nie było ani jednej osoby, któraby mogła na pewno zaświadczyć, żeśmy wsiedli do tego wagonu. Pociąg powoli opuścił stację.
Zamilkła na chwilę, przypominając sobie tę scenę. Nie czuła nic, tylko drżenie nerwowe wstrząsało jej nogi.
— A!... ta pierwsza chwila w wagonie!... gdym
Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 2.djvu/130
Ta strona została przepisana.