Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 2.djvu/135

Ta strona została przepisana.

straszniejszem. Czułam tylko jedno pragnienie... chciałam zakończyć już raz tę niepewność i oczekiwanie... Dlaczegóż co nie zabija, jeśli to jest konieczne? Sama byłabym chwyciła nóż, ażeby raz już z tem skończyć, tak dalece byłam rozdrażniona bojaźnią i cierpieniem... Patrzył na mnie... Myśl moja musiała wyraźnie odbijać się na twarzy. Nagle zerwał się i chwycił w swe ramiona prezesa, który na chwilę odwrócił się ku oknu. Prezes przerażony, wyrwał się ruchem gwałtownym z objęć Roubauda i instynktownie wyciągnął rękę ku dzwonkowi alarmowemu, znajdującemu się nad jego głową. Roubaud jednak pochwycił go powtórnie i rzucił na ławkę z taką siłą, iż prezes był jakby związany. Z ust jego wyrwał się krzyk trwogi i przerażenia, stłumiony hałasem pociągu, a jednak wśród tego turkotu, słyszałam wyraźnie głos Roubauda; powtarzał on jeden tylko wyraz: „łajdaki... łajdaki... łajdaki...“ Był to raczej gwizd jakiś dziki, aniżeli głos ludzki. W wyrazie tym objawiała się cała jego wściekłość. Turkot pociągu z każdą chwilą stawał się coraz mniejszy, wyjeżdżaliśmy z tunelu.
Wkrótce znaleźliśmy się na równinie, o czem świadczyły drzewa, przesuwające się szybko przed oknami wagonu. Ja siedziałam skamieniała w kącie, przyciskając się do ściany przedziału, aby jaknajdalej odsunąć się od tej walki... Jak długo trwało to wszystko?... kilka sekund zaledwie... mnie się jednak zdawało, że wieczność mija cała... że podróżni słyszą te krzyki przerażające... drzewa czarne patrzą na nas. Mąż mój trzymał nóż otwarty, nie mógł jednak uderzyć, gdyż odpychany wysilonymi ruchami Grandmorrina, tracił co chwilę równowagę. A pociąg pędził wciąż szybko, dając tylko znak gwizdanie, że zbliżamy się do Croix-de-Maufras. Wtedy