Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 2.djvu/136

Ta strona została przepisana.

to, nawet nie mogę sobie przypomnieć, jakim się to stało sposobem, rzuciłam się na nogi Grandmorrina. Upadłam na niego jak pakunek, przyciskając go całym ciężarem, tak, że się nie mógł poruszyć. Nie widziałam nic, lecz czułam wszystko... uderzenie nożem w gardło, przeciągły dreszcz ciała, potem śmierć, objawiającą się trzema drgawkami gwałtownemi. O!... odruch tego konania, czuję dotąd w mych członkach.
Jakób, zaciekawiony do najwyższego stopnia chciał przerwać Sewerynie, aby ją o coś zapytać, ona jednak pragnęła teraz jaknajprędzej skończyć to opowiadanie.
— Nie... nie... czekaj!... Gdy się podniosłam, przejeżdżaliśmy całą siłą pary koło Croix-de-Maufras. Widziałam wyraźnie zamknięte drzwi mieszkania Misarda, potem posterunek strażnika barjery. Jeszcze cztery kilometry, najwyżej pięć minut, a znajdziemy się w Barentin... Trup leżał na ławce, krew sączyła się i tworzyła na podłodze kałużę brudną. Mąż mój stał oszołomiony, kołysany ruchem pociągu, ocierał chustką ostrze noża i patrzył bezmyślnie przed siebie.
Trwało to może z minutę, żadne z nas nie pomyślało, aby uczynić cokolwiek, coby nas mogło uratować... Jeżeli zostaniemy tu wobec trupa, wszystko się odkryje, być może niedalej nawet niż na przystanku w Barentin... Schował wreszcie nóż do kieszeni i wyprostował się, jakby zbudzony nagle ze snu głębokiego... Widziałam, jak przetrząsał ubranie prezesa... zabrał zegarek, pieniądze, wszystko, co znalazł, i otwarłszy drzwiczki, wysilał się aby wyrzucić trupa na drogę: obawiał się tylko, aby krew zabitego nie poplamiła mu ubrania...
„Pomóżże mi!...“ krzyknął.