Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 2.djvu/139

Ta strona została przepisana.

I on już swe siły wyczerpał. Do samego Hawru żadne z nas nie odezwało się ani słowem. O!... nienawidzę za to wszystko, co mi kazał wycierpieć... a ciebie!... ciebie kocham!... jedyny!... najdroższy!... bo tyś jest dla mnie szczęściem... rozkoszą!...
Ostatni ten wykrzyk wywołany został chęcią przytłumienia wspomnień przykrych.
Seweryna pragnęła zapomnieć o przeszłości, tonąc w szczęściu obecnem.
Na Jakóbie jednak opowiadanie to, dziwne wywarło wrażenie.
— Nie... nie... zaczekaj... siedziałaś na jego nogach, i czułaś, jak umierał?...
Nieznane uczucie w nim się budziło... Jakaś fala gwałtowna przypływała do piersi, zalewała głowę, budząc w niej widmo czerwone. Opanowała go ciekawość, dowiedzenia się szczegółów najdrobniejszych, dotyczących chwili morderstwa.
— A nóż... czułaś jak nóż wpijał się w gardło?...
— Tak, było to jedno tylko uderzenie... głuche, krótkie...
— Jedno tylko? głuche?... żadnego szarpania?.. jesteś pewna?...
— Nie, nie, cios jeden, raz tylko zadany.
— A potem drganie? co?...
— Tak. Trzy razy... o!... wzdłuż całego ciała, od stóp do głowy... czułam je doskonale... pierwsze bardzo mocne, potem słabe...
— I umarł wyprężony?
— Tak.
— A ty?... coś uczuła, widząc, że umiera od uderzenia nożem?
— Ja?... o... ja nie wiem...