Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 2.djvu/140

Ta strona została przepisana.

— Nie wiesz?... Dlaczego kłamiesz?... Powiedz!... powiedz, coś uczuła?... mów otwarcie!... zgrozą?.
— Nie... zgrozą? nie... bynajmniej...
— A więc przyjemność?
— O! nie... nie!... nie była to przyjemność.
— A więc co?... moja najdroższa!... powiedz mi wszystko, proszą cię!... gdybyś to wiedziała!... O! powiedz... powiedz mi, co się odczuwa?...
— Mój Boże!... czyż to można określić... To coś strasznego... przerażającego... Coś porywa... niesie daleko!... o!... daleko!... Przez tę jedną chwilą przeżyłam więcej niż przez całe życie ubiegłe...
Jakób chciał jeszcze o coś pytać, Seweryna jednak zamknęła mu usta pocałunkiem. Wyczerpana tem opowiadaniem, a zresztą przejściami dnia minionego. podróżą, oczekiwaniem u Misardów, czuła potrzebę snu. Powieki ciężyły jej jak ołowiane.
Zaledwie zdążyła wyszeptać „dobranoc“ głosem dziecinnym i już spała snem głębokim, oddychając równo, spokojnie.
Piec wygasł zupełnie. W pokoju zaczęło być zimno. Ze dworu nie dochodził nawet szmer najmniejszy. Cały Paryż, spowity całunem śnieżnym, odpoczywał po trudach dnia przebytego, czerpiąc w śnie siły do dalszej pracy. Kukułka odezwała się, znacząc godzinę trzecią.
Jakób nie mógł zasnąć, nie mógł nawet oczu zamknąć. Jakaś ręka niewidzialna otwierała mu przemocą powieki.
W pokoju wśród ciemności nic nie mógł rozróżnić. Wszystko było czarne: piec, meble, ściana.
Odwrócił się, chcąc dojrzeć okna, których kształty występowały niewyraźnie na tem tle czarnem. Daremnie zmuszał się do snu. Mózg jego odbywał pracę ciągłą, nieustanną i jednakową.