czko i kaszką!... O! wszyscy jesteśmy zdrowi, mamy się tak dobrze, że to aż doprawdy przerażające...
Śmiała się coraz głośnie;, ukazując dwa szeregi białych zębów.
Jakób tymczasem, wcisnąwszy się w kąt przedziału, ściskał nerwowo nóż w dłoni, ukrywając go przy boku lub za plecami, i obmyśliwał sposób, w jaki ma zadać cios śmiertelny.
Potrzebował tylko podnieść ramię, zrobić pół obrotu i już ją miał w ręku.
W tunelu batignolskim już spełni swój zamiar. Naraz przyszło mu na myśl, iż wstążki od kapelusza mogą być przeszkodą do zadania ciosu stanowczego.
— Koło gardła muszą być związane na węzeł... trzeba się przekonać.
Obie kobiety rozmawiały tymczasem wesoło.
— Jesteś więc pani, jak widzę, zupełnie szczęśliwą?
— Szczęśliwą!... a, gdybym to mogła powiedzieć... szczęśliwą?... to za słabe wyrażenie. Zycie moje teraźniejsze to sen... marzenie... Przed dwoma laty byłam niczem... Przypominasz sobie pani, nikt nie chciał zajrzeć do mojej cioci... bo to ani grosza posagu. Gdy on się zjawił... drżałam, czułam potrzebę miłości, i pokochałam go. A jak się bałam... On taki piękny, bogaty... I dziś należy do mnie, jest moim mężem, mamy dzieci cudowne... a!... powiadam pani, że to za wiele....
Przyglądając się węzłowi, Jakób dojrzał pod spodem na czarnej aksamitce duży medaljon złoty.
Obliczał wszystko.
— Chwycę ją za kark lewą ręką i usunę medaljon, przechyliwszy jej głowę, w ten sposób będę miał gardło gołe... uderzenie pewne!
Pociąg zatrzymywał się, to znów ruszał dalej
Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 2.djvu/148
Ta strona została przepisana.