urzędnik kolejowy, znajomy Jakóba i zaczął w tej chwili rozmowę o sprawach służbowych, o kradzieży węgla, na jakiej przyłapano jednego z maszynistów i palacza.
Od tej chwili myśl Jakóba była jakby zamgloną i nie mógł już nigdy, choć nieraz myślał nad tem, przypomnieć sobie dokładnie, co się wtenczas stało.
W wagonie śmiano się ciągle.
Szczęście, promieniejące ze słów i z oczu młodej kobiety przenikało go, wzruszało, uspakajało jego gorączkę.
Zdaje się, że dojechał w towarzystwie obu kobiet do Auteuil.
Czy wysiadły? kiedy? co się z niemi stało? kiedy sam wysiadł? Nic nie wiedział.
Znalazł się nad brzegiem Sekwany; jakim sposobem? Jedno tylko wspomnienie wyryło się wyraźnie w jego pamięci, a mianowicie, że z nadbrzeża rzucił nóż, trzymany tak długo w dłoni i ukrywany w rękawie.
Prawdopodobnie błąkał się długo przez kilka godzin po ulicach i placach, zostawiwszy zupełną swobodę nogom.
Ludzie, domy, wszystko przesuwało się przed jego oczyma blade, zamglone, niewyraźne, nie zostawiając najmniejszego śladu w jego myśli.
Musiał gdzieś wstępować; jadł coś, w jakiejś sali przepełnionej gośćmi przypominaj sobie bowiem, iż widział wyraźnie białe talerze przed sobą.
I jeszcze jedno dobrze pamiętał: na jakimś sklepie zamkniętym widział czerwoną kartkę nalepioną.
Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 2.djvu/150
Ta strona została przepisana.